Wyjazd do Bassano

Był to nasz pierwszy zorganizowany wyjazd na latanie swobodne, nie licząc oczywiście krótkich zlotów z górki w Pańskiej Woli ;)
Pierwotnie mieliśmy jechać na Lijak na Słowenię ale w międzyczasie plan został zmieniony na jedno z najbardziej znanych kultowych miejsc do latania swobodnego w Europie czyli Bassano del Grappa we Włoszech. Wyjazd był powiązany z wyjazdem naszego kolegi Waltera Wojciechowskigo z Częstochowy prowadzącego szkołę paralotniową AirAction wraz z jego kursantami.
Przygotowania do samego wyjazdu nie były długie i trudne. Wystarczyło "tylko" zaopatrzyć się w sprzęt. Ja zakupiłem tylko uprząż a skrzydło pożyczył mi Marek. Andriu zabrał swoje skrzydło tandemowe, ponieważ miał latać właśnie w tandemie z Jackiem-naszym czwartym załogantem. Jacek jeszcze nie latający ale z dużymi ambicjami również zabrał skrzydło aby mógł na nim polatać solo Andriu oraz chciał również poćwiczyć z nim stawianie na lądowisku. W Bassano postanowiliśmy zatrzymać się na kempingu i spać w namiocie żeby zmniejszyć koszty pobytu, dlatego zabraliśmy ze sobą wszelkie graty potrzebne do życia na kempingu. Czajnik elektryczny, kuchenka, jakiś garnek, patelnia, sztućce i takie tam kuchenne wyposażenie. Dość ważny okazał się grzejnik elektryczny, który pracował ostatnie trzy noce w przedsionku skutecznie grzejąc ludzi z dalekiej północy. Sprzętu niby nie było dużo ale wszystko na styk zapakowałem w swojego Forda S-Max z dodatkowym boksem na dachu. Więcej miejsca nie było.
W drogę wyruszyliśmy w piątek o 22 późnym wieczorem. Mieliśmy spotkać się z Walterem w sobotę o 7 rano w Częstochowie. Trasę 450km pokonałem w 5,5godziny. Na umówionej stacji benzynowej byliśmy już po 3:30. Miałem więc kilka godzin snu przed następnym najdłuższym etapem. Po 6 zrobiliśmy pobudkę, zjedliśmy śniadanie i po 7 zjawił się Walter swoim busem z ekipą. Wyruszyliśmy w kolejną drogę. Tym razem mieliśmy do pokonania 1200km przez Czechy i Austrię. Po kilku przystankach i 14 godzinach dotarliśmy na miejsce czyli do Semonzo. Czas był tylko na szybkie rozstawienie namiotu i zorganizowanie spania. Poległem pierwszy.

W niedzielę rano rozpoczęło się zwiedzanie kempingu. Okazało się że za najbliższych sąsiadów mamy sympatycznych niemców spod Berlina, z którymi szybko Andriu nawiązał znajomość, a pozostała część kempingu to 4 polskie szkoły, które zjechały w tym samym czasie. Rozpakowaliśmy resztę gratów z samochodu, zrobiliśmy pierwsze śniadanie, zarejestrowaliśmy się w recepcji i mogliśmy już zaczynać latanie. Niestety "warun" tego dnia pomimo czystego nieba, słońca i temperatury 20st.C nie był najlepszy, dlatego decyzją Waltera pozostaliśmy na miejscu i uczestniczyliśmy w krótkim szkoleniu nt.latania w Bassano oraz regulowaliśmy nasze uprzęże na specjalnym stojaku.
Pod wieczór warun okazał się lepszy i po zakupie FlyCard wszyscy pojechaliśmy na startowisko da Beppi. Startowisko podobno (tak mówili niemcy) dość trudne. Duże nachylenie stoku pokrytego zieloną wykładziną powoduje czasem ślizganie się na nim a rozkładane skrzydła muszą zawsze przytrzymywać pozostali czekający piloci. Nie czekając na innych dość szybko wpasowałem się w wolne miejsce i odleciałem. Wcześniej jedynym swobodnym lataniem było latanie za wyciągarką oraz kilka razy zlot w dół po wyłączeniu silnika nad lądowiskiem. Teraz odciążony z silnika i z klasycznym skrzydłem bardzo szybko trafiłem w noszenie, które wyniosło mnie ponad start. To było to! Zacząłem szukać resztek noszenia. Po pół godzinie byłem już na dole. Andriu też zaliczył udany start i lot.
Wieczór przebiegł pod hasłem integracji w pizzerii prowadzonej przez właścicieli kempingu. Duża ilość wina rozwiązała języki a pizza była faktycznie wyśmienita. Gwoździem do trumny okazała się niestety zaserwowana na koniec Grappa.

Poniedziałek w moim przypadku przebiegał z kacem rozsadzającym głowę. Wystartowałem co prawda a termika pozwalała nawet na długie wiszenie, ale ogólne samopoczucie spowodowało podjęcie decyzji o lądowaniu. Przy okazji poćwiczyłem zakładanie uszu. Dla Leszka ten dzień też nie był najszczęśliwszy. Najpierw idąc na start zwichnął kostkę, a później próbując wystartować z bolącą nogą potknął się i zaliczył kozła przez front. Nabił sobie guza i zakończył w tym dniu latanie. Andriu z Jackiem zaliczyli za to udane zloty w tandemie.
Wieczorem zaliczyliśmy integrację z niemcami. Pokazywaliśmy nawzajem swoje filmy z latania w naszych miejscach.  

Wtorek zaczęliśmy smaczną jajecznicą przyrządzoną przez Andriu z jajek zakupionych dzień wcześniej w znalezionym markecie. Pozytywnie nastrojeni ponownie udaliśmy się na latanie. Latanie rewelacyjne. Noszenia łatwe do znalezienia jak kręci się w nich 50 paralotni ;)

We środę Walter postanowił zabrać nas na oddaloną o ponad 50km górę w okolicy miejscowości Feltre. Widoki były piękne ale przesiedzieliśmy na tej górze cały dzień nie wykonując ani jednego lotu. Wiatr okazał się za silny na nasze umiejętności. Jedynie Walter polatał sobie dwie godziny ale na koniec aby wylądować musiał wykonać spiralę aż do ziemi. Wcześniej będąc 2 metry nad lądowiskiem udało mu się ponownie wrócić do nas prawie kilometr wyżej. Tak silny był wiatr dolinowy i termika. Po powrocie nasze smutki z powodu braku latania utopiliśmy w winie i rozmowach z Tomkiem Kudzaszewiczem, który również pojawił się w tym samym czasie w Bassano.

Czwartek był naszym ostatnim dniem lotnym ale najbardziej ekscytującym. Jacek który jako strażak teoretycznie będąc w kraju miałby dyżur, w tym dniu faktycznie dwa razy uczestniczył w akcjach ratunkowych. Raz zaraz po przybyciu na startowisko pomagał razem z Andriu przenieść do karetki połamanego Słowaka a drugim razem po zderzeniu dwóch pilotów w powietrzu, które zresztą widziałem nie dalej jak 50metrów ode mnie, pomagał w ich wyplątaniu się z drzew. Obu pilotom na szczęście nic się nie stało, ponieważ opadli na miękkie krzaki i drzewa na zapasie i jednej paralotni. Wieczór tradycyjnie spędziliśmy we wspólnym gronie wspominając ostatnie dni.

W moim przypadku ponad 4 godziny w powietrzu to było coś!
W piątek rano po konsultacji pogodowej z doświadczonymi niemieckimi sąsiadami, postanowiliśmy zbierać się do domu. Szybkie pakowanie, rozliczenie i wyjazd. Przed nami 1650km.

Informacje praktyczne.
Kemping, na którym się zatrzymaliśmy i robią to też pozostałe polskie szkoły, znajduje się w miejscowości Semonzo i nazywa się Santafelicita. Za 5 nocy na jednym stanowisku za 4 osoby w namiocie i samochód zapłaciliśmy razem 170 Euro. Przy rejestracji każdy dostaje na rękę bransoletkę z pastylką RFID, która otwiera sanitariaty i uruchamia wodę pod prysznicem. Służy też do otwierania bramek, ponieważ cały teren jest szczelnie zamknięty za wysokim płotem. Dodatkowe 10 Euro kaucji kosztuje przejściówka prądowa. Warto ze sobą zabrać wszelkie urządzenia elektryczne umilające życie włącznie z małym grzejnikiem na chłodne noce. Życie na kempingu rozpoczyna się rano przed 8. Wtedy wszyscy wstają i oczywiście wszyscy chcą się umyć i skorzystać z toalet. Trzeba niestety albo wstawać wcześniej albo stać w kolejce do wszystkiego. Do dyspozycji (przynajmniej w części męskiej) są 4 umywalki, 3 ubikacje, 3 pisuary i 3 działające z 4 prysznice. Woda pod prysznicem sprawia wrażenie, jakby była ciepła tylko wtedy, gdy na panele słoneczne na dachu świeci słońce. Raz wieczorem kąpałem się w zimnej wodzie. Dobrze że takie kąpiele urządzam sobie zimą w przeręblu :)
Chcąc rozbić namiot na tym kempingu, warto zabrać ze sobą zamiast śledzi i szpilek porządne grube gwoździe i młotek. Niestety podłoże jest złożone z cienkiej warstewki ziemi i kamieni i śledzi się wbić nie da. Wszyscy w dzień lotny opuszczają kemping przed 10 a wraca się na niego o 17-18. Wtedy też znowu jest kolejka do pryszniców. Na kempingu dostępny jest darmowy internet poprzez WiFi.
Aby móc latać w Bassano trzeba wykupić FlyCartę. Na 10 dni kosztuje ona 27 Euro. Oczywiście aby ją wykupić trzeba mieć uprawnienia i ubezpieczenie. Dodatkowe info jest na stronie http://www.vivereilgrappa.it/index.php/en/free-flight/fly-card Kartę warto zachować, ponieważ przy kolejnym pobycie jest tylko doładowywana na kolejny okres. Karty oczywiście są sprawdzane. Nas kontrolowała na lądowisku miła pani z laptopem.
Aby wjechać na startowisko trzeba oczywiście mieć własny pojazd albo można skorzystać z busów, które zabierają minimum 6 chętnych. Cena za wjazd wynosi 8 Euro lub 70 Euro za 11 wjazdów.

Poniżej trochę zdjęć z wyjazdu:

Mój film z samego latania: