Tadeusz kochał latanie




Jesienią 2005 zadzwonił do mnie Tadeusz Wiśniewski z zapytaniem czy moglibyśmy się spotkać i porozmawiać o lataniu. Oczywiście - pomyślałem i zaprosiłem go do Jeziorowskich. Wcześniej kontaktował się z Rysiem i skierowany został do nas. Opowiedział mi swoją długą historię zmagania się z lotnictwem.

Już jako kilkunastoletni uczeń zamieszkujący we wsi pod Grajewem, postanowił pojechać na kurs szybowcowy nad morze. Rodzice pracujący na roli nie zgodzili się na te lotnicze plany dorastającego syna. Decyzja Tadeusza aby zacząć  lotniczą przygodę była tak silna, że pojechał na szkolenie bez wiedzy rodziców. Tato nie darował i pojechał szukać syna. I tak to się zaczęło. Po szkoleniu nie było lepiej. Nie dość że w okolicy nie było lotniska, to rodzice dalej nie zgadzali się na latanie. Aby nie stracić ukochanych uprawnień, Tadeusz zakopał je w ogródku na wiele lat.
Po tym jak założył rodzinę i wyjechał do Grajewa pracował jako kierowca w przyszpitalnym pogotowiu ratunkowym. Było więcej czasu i możliwości więc Tadeusz jeździł na lotniska w Białymstoku i Suwałkach aby polatać na szybowcach. Niestety nie było to takie proste, ponieważ na lotniskach prowadzono szkolenia a Tadeusz jako ktoś z zewnątrz był ciągle przesuwany na koniec kolejki. Często czekając cały dzień na swoją kolej, nieszczęśliwy wracał do domu z lotniska nie odbywając ani jednego lotu. Tak bardzo chciał latać a było to takie trudne.
Kiedyś w Łomży zobaczył paralotniarzy i znowu pojawiła się nadzieja na latanie. I tak trafił pod nasze skrzydła. Po pierwszym locie zapoznawczym w tandemie był szczęśliwy. Cała chęć do życia i latania wróciła. Po intensywnym szkoleniu w sierpniu 2006 Tadeusz poleciał samodzielnie na motoparalotni.

Przy każdym wyjeździe na latanie towarzyszyła mu żona Kasia. Pomagała w rozkładaniu i składaniu skrzydła, noszeniu napędu a kiedy Tadeusz bujał w obłokach cierpliwie czekała na jego lądowanie. Lataliśmy razem wielokrotnie i każdy lot był przez Tadeusza przeżywany i później żywo komentowany. Potrafił godzinami drobiazgowo opowiadać o każdym fragmencie lotu. Widziałem, że jest to dla niego za każdym razem wielkie przeżycie, jakby miłosna przygoda w przestworzach. Bywało że w obecności Kasi głaskał swój napęd, mówiąc "to jest moja miłość".
Tadeusz i Kasia tworzyli piękną parę, byli też bardzo dumni ze swoich trzech córek, zięciów i wnucząt.
Ostatni raz Tadeusza odwiedziliśmy z Maciejem w zeszłym roku jadąc do Łomży na Mistrzostwa Mikrolotowe Podlaskiego. Akurat wybierał się na kolejne latanie. W styczniu nasz przyjaciel ciężko zachorował  i mimo że dzielnie walczył z chorobą, odszedł od nas na początku kwietnia w wieku 73 lat.

Pozostanie w mojej pamięci jako wspaniały pilot i kolega. Mógłby być moim ojcem i mimo tak zaawansowanego wieku i różnych niedomagań dał przykład że "chcieć to móc".

Andrzej Rejrat