Wiosna, wiosna ach to ty ...
- Szczegóły
- Opublikowano: wtorek, 27, marzec 2012 14:01
- Jerry
To był piękny sobotni poranek. Słońce leniwie majaczyło się na wschodnim niebie. Żurawie dość głośno dawały o sobie znać i zdaje się, że krzyczały, że już wiosna, jakby inne ptaki i zwierzyna zupełnie o tym zapomniały. Może dlatego, że temperatura raczej zimowa. Było bowiem minus 4 stopnie o 6 rano, kiedy wracałem z Olecka z moim aparatem aby zdążyć na 7:00 na startowisko w Buniakach, gdzie miały rozpocząć się kolejne próby Andrzejowego napędu. Zaleciałem jeszcze do domu po Macieja - obiecałem mu dzień wcześniej, że go zabiorę na poranne latanie.
Punktualnie o 7 Marek i Rossi przyjechali ze skrzydłami. Po szybkim sprawdzeniu kierunku wiatru, zdecydowali o miejscu startu i lądowania nieopodal żwirówki wiodącej w kierunku lasu.
Przepiękne pofałdowanie terenu, dobrze znane Ełckim lataczom, zachęcało do podniebnej przygody, zapewniając szybki i bezproblemowy start z krótkim rozbiegiem. Po rozłożeniu tyczek z rękawami i skrzydeł nadszedł czas na rozgrzewanie silników. Marek dość szybko uporał się ze swoim sprzętem i już był gotowy do startu. Podobnie Rossi szybko wygrzał silnik. Tylko Maciuś co rusz zatykał swoje małe uszka i potem
stwierdził, że to wielki hałas od tych lotni.
Obaj lotnicy podjęli dwie próby startu i wkrótce jeden po drugim znaleźli się w jeszcze spokojnym powietrzu i udali się po krótkiej prostej w kierunku naszego miasta. Godzina 7 rano to jeszcze nie czas na wariowanie w powietrzu. Termika zaczęła dawać o sobie znać dopiero po godzinie 8.
Kiedy chłopaki polecieli, my z Maćkiem urządziliśmy sobie piknik w samochodzie. Była drożdżówka i cola oraz soczek. Powietrze było dość przejrzyste. Po powrocie Marek stwierdził, że wyszły by fajne zdjęcia z góry, ale nie miał aparatu na dzisiejszej wyprawie. Pierwszy jednak wylądował Rossi. Był dość zadowolony ze swojego sprzętu, który pomimo małej awarii w postaci luźnego tłumika, spisał się doskonale. Kolejny etap testów zaliczony i kolejna sprawa do udoskonalenia. Następnie przyleciał Marek i po wyłączeniu napędu na kilku metrach doskonale wylądował w głuchej ciszy, przerywanej jedynie szelestem przelatującego wiatru przez komory w skrzydle i pomiędzy linkami.
Po krótkiej regulacji urządzenia wskazującego obroty silnika w Markowym napędzie spakowaliśmy sprzęt i udaliśmy się w kierunku naszych domów.
Dzięki za mile spędzony poranek chłopaki!
Więcej zdjęć na picassie